czwartek, 13 lutego 2014

Side effects

Najwyraźniej cytostatyki podziałały prawie równie skutecznie na wszystkie moje narządy, co na chłoniaka.
Cóż, najwyższy czas przestać ignorować dolegliwości i zacząć chodzić do specjalistów... Dzisiejsza wizyta u gastrologa okazała się bardziej potrzebna, niż mi się zdawało.
Dowiedziałam się bowiem, że już do końca życia będę miała wrażliwy układ pokarmowy i nigdy nie będę mogła sobie pozwolić na taką nieodpowiedzialność w diecie jak kiedyś. A przy mojej miłości do ciężkostrawnego jedzenia, alkoholu i słodyczy fakt ten wydaje się dość przykry.
Ach, gdzie podziało się moje nastoletnie zdrowie... Wygląda na to, że przepadło razem z ostatnim wlewem chemii.
Kolejny w planie jest kardiolog!
Czy to nie miało być tak, że kończę leczenie i impreeeeezuję, robię wszystko na co mam ochotę i korzystam w pełni z życia, nie licząc się z konsekwencjami?!
Po raz kolejny rozczarowanie i refleksja, iż pełnia życia musi się ujawniać w inny, nieco głębszy sposób.
Świadomość swojego ciała. Umiejętne nieszkodliwe czerpanie przyjemności. Odpowiedzialność za siebie. Chyba tak.
Gdy na dzisiejszej wizycie u lekarza zareagowałam jękiem niezadowolenia na wieść o koniecznej lekkostrawnej diecie, usłyszałam:
"Ale dostałaś przecież drugie życie".
Taaak, to prawda, dlatego zamierzam o nie dbać i stosować się do zaleceń, tadadam! Zamierzam w końcu podbić świat, a do tego potrzebne mi conajmniej 90 lat życia w dobrej formie!

* * *

Przypomniałam sobie ostatnio 8-letniego chłopczyka z odziału hemtologii, który był leczony od 2giego roku życia, więcej czasu spędził w szpitalach, niż w domu, a przez niezliczone wkłuwanie igieł i bolesne badania któregoś dnia.... przestał mówić. Pamiętam, że ostatni raz gdy go widziałam, leżał płasko któryś tydzień z rzędu, gdyż w wyniku przyjmowania ogromnych dawek sterydów dostał osteoporozy i jeden kręg kręgosłupa uległ uszkodzeniu. Leżał, milczący, ledwie poruszający się, od czasu do czasu obejrzał bajkę na laptopie, świdrował swoimi przepełnionymi cierpieniem oczami to co go otaczało, by nie skomentować tego ani jednym słowem. Poczucie niesprawiedliwości i cierpienie doszły do takiego poziomu, że zamknął się w sobie.
Kolejnym przykładem jest dziecko, które chorowało na białaczkę od 1szego roku życia, które także dom widziało jedynie okazjonalnie, który nie miał nawet szansy na to, by prawidłowo się rozwijać, bo przez ponad 2 lata raczony był nieustannie wysokodawkową chemioterapią. Jego twarz nie wyglądała na twarz 3latka, bił z niej smutek i zmęczenie. Walczył z chorobą praktycznie całe swoje życie i gdy wszystko wydawało się być na dobrej drodze, gdy na horyzoncie pojawiła się perspektywa normalnego, dziecięcego życia - choroba wróciła i zmarł.
Takich przykładów mogę podać, niestety, jeszcze z dziesięć.
Właśnie w przypadkach dzieci, które są istotami zupełnie bezbronnymi i nie mają szansy wyciągnąć ze złego żadnych wniosków, takie bezsensowne cierpienie najbardziej dotyka.
Wałkowanie tego, zgłębianie, wczuwanie, angażowanie emocjonalne i rozstrząsanie jest równie pozbawione sensu. Świat jest pełen bólu i przerażająco czarnych stron, ale trzeba uświadomić sobie, że każdy idzie własną drogą, każdy ma swój los i nie wolno przesadnie się angażować w inne życia. To zbyt ciężkie. A my jesteśmy wobec tego zbyt bezsilni.

* * *
W tamtym roku(jak to?! to przecież było wczoraj!!!) napisałam, że moją walentyką zostaje persektywa nowego życia, ha! a teraz będzie nią właśnie to życie!

No to zaczynam łykanie proszeczków jak przystało na prawdziwą emerytkę, a drineczki z palemką muszą czekać do wakacji.