czwartek, 19 czerwca 2014

Medycyna niekonwencjonalna

W moich rodzinnych stronach znany jest pewien "znachor", zwany przez niektórych Magikiem, który od wielu wielu lat przyjmuje pacjentów z różnymi dolegliwościami. Leczenie jakie stosuje opiera się na ziołolecznictwie, lecz przepisuje on pacjentom inne leki ziołowe, witaminy i substancje mineralne, których rzekomo brak. Najciekawszy jest jednak sposób diagnozy.
"Pacjent" wchodzi do gabinetu, siada na kozetce w jego "gabinecie" i słyszy pytanie: "Co dolega?". Po lakonicznej odpowiedzi: "boli brzuch", Magik zasiada do komputera i pisze skład mieszanki ziołowej, jaką pacjent będzie musiał przygotowywać sobie w domu. Pomiędzy kolejnymi ziołami Pan głęboko się zastanawia, wzdycha, widać, że zachodzi w nim jakiś tajemniczy, diagnostyczny proces, czy kumulacja jakiejś życiodajnej energii.

Może zaznaczę, jakie podejście mam do tego typu leczenia. Bardzo sceptyczne. Byłam trzy razy w życiu u tego Pana, gdyż wierzę w leczniczą moc odpowiednio skomponowanych ziół, na których przecież opiera się skład niejednego leku. Moja wiara jednak ogranicza się do błahych dolegliwości takich jak problemy z układem pokarmowym, niedobory witamin, czy mikro- i makroelementów. Uważam, że warto korzystać z naturopatii, nie traktuję tego jednak jako terapię, ale wspomaganie w naszym codziennym życiu, dodatek do diety.
Od wielu lat wierzyłam w tajemniczą moc owego Pana, słyszałam bowiem o przypadkach wykrywania przez niego u ludzi chorób - "po jednym spojrzeniu", czy niezwykle polepszonego samopoczucia po wizycie. Zastanawiałam się nawet nad istnieniem owej 'energii', którą można wykorzystać w leczniczych i diagnostycznych celach. Na pierwszej wizycie u niego byłam dobre kilka lat temu z problemami z układem pokarmowym, wypiłam zioła, które mi przepisał, ale nie przypominam sobie szczególnej rewelacji. Kolejny raz byłam w październiku poprzedniego roku, a więc niedługo po zakończeniu chemioterapii. Dostałam szeroką gamę witamin, oczyszczające zioła i maść, którą miałam smarować miejsce, w którym znajdował się guz. Maści nigdy ze strachu nie użyłam, ale witaminki i zioła owszem - na pewno wszystkiego mi brakowało po tym podłym leczeniu, a preparaty na bazie naturalnych składników są lepiej przyswajane, niż te sztuczne farmaceutyki. Podczas wizyty dostałam też informację, że jestem zdrowa(a byłam wtedy tego mocno niepewna, gdyż ostatnie badanie PET miałam robione jeszcze w trakcie chemii i nie wiedziałam na czym stoję) oraz przepowiednię o liczbie dzieci(nie pamiętam dokładnie ile powiedział, tak bardzo szczęśliwa byłam z powodu, iż rzeczywiście czeka mnie jakaś przyszłość, i będę żyć jeszcze trochę skoro czekają mnie moi potomkowie!). Po tej wizycie byłam nastawiona do całego Jego fenomenu niezwykle entuzjastycznie. Pomyślałam, że być może to jest to, czego brakuje lekarzom medycyny - wewnętrzne oko, diagnoza bez badań, szósty zmysł.
Kolejną wizytę odbyłam tydzień temu. Pojechałam, gdyż męczy mnie lekko zniszczony przez leki i chemioterapię żołądek. Dostałam mieszankę ziołową, na którą czekałam, jak na wybawienie, wypiłam kilka porcji i zauważyłam, że czuję się po nich gorzej niż przed wypiciem a moje dolegliwości są znacznie silniejsze. Odstawiłam je. Zwątpiłam. Zawiodłam się!

Nadal twierdzę, że zioła mają lecznicze właściwości, ale może jednak przydałaby się ku temu jakaś naukowa wiedza, by nabyć umiejętności komponowania ich prawidłowo, aby rzeczywiście działały.
Zwątpiłam całkowicie w zasadność bioenergoterapii.
Czy tak naprawdę ten "szósty zmysł" w ogóle istnieje, czy to tylko podciąganie słów znachora pod własne przekonania i nadzieje. Wiele chorób można poznać po wyglądzie skóry, czy tęczówki oka - to może doprowadzić do trafnej diagnozy "bez badań".
No dobrze, nawet jeśli Magik posiada jakąś niezwykłą moc wyczuwania chorób to jest ona wątpliwa i nie zawsze działa.
Dlatego nie potrafię zaufać w stu procentach takim osobom, których w Polsce jest mnóstwo. Nie potrafiłabym powierzyć swojej choroby w  ręce kogoś, kto nie skończył studiów medycznych.

Zmierzam do tego, by poruszyć temat leczenia niekonwencjonalnego w trakcie chemioterapii, lub co gorsza zamiast niej. Onkolodzy powtarzają, że nie wolno przyjmować ŻADNYCH preparatów witaminowych bez wiedzy i zgody lekarza prowadzącego, nie wolno również korzystać w trakcie leczenia z usług znachorów. Kiedyś już o tym pisałam - bardzo prawdopodobne jest to, że witaminy mogą wpływać "korzystnie" na komórki nowotworowe, sprzyjać ich rozwojowi. Dlatego bałam się stosować tej maści, którą Magik przepisał mi "na guza", bo przepraszam, ale gdzie znajdę badania potwierdzające, że nie ma ona wpływu na komórki nowotworowe? Nie ma takich! Jest to maść o unikalnym składzie znanym jedynie Panu, który ją wykonał(albo nawet nie).
Dlatego istnieją studia medyczne, szczegółowe badania leków, substancji, procesów - by nie było wątpliwości co do działania leków, które są podawane pacjentom i co do istnienia skutków ubocznych.

Zbyt dużo wątpliwości i zbyt mało faktów - jako, mam nadzieję, przyszły lekarz nie mogę wierzyć w takie bzdury. Wierzę jednak, że idealnymi specjalistami byliby specjaliści wykorzystujący wiedzę z każdej dziedziny, również naturopatię, czyli korzystania z tego co oferuje nam natura. Podejście lekarza powinno być bardziej kompleksowe - nie powinno obejmować jedynie dolegliwości, z którymi przychodzi pacjent, ale też sposobu życia, diety, substancji, jakie dana osoba przyjmuje, przecież to wszystko ma na organizm kolosalny wpływ, ze wszystkim trzeba być uważnym. Dlatego tak ważna jest według mnie dieta jaką człowiek stosuje i powinien świadomie wybierać to co w siebie pakuje. Od nas samych bardzo wiele zależy.
Wierzę również, że z chorób wychodzi się tysiąc razy łatwiej, gdy ma się odpowiednie podejście - nasz mózg też jest przecież organem i to nie do końca poznanym, muszą więc istnieć zależności pomiędzy tym co myślimy - a tym co dzieje się z naszym organizmem i chorobami, które w nim są.

Wybieranie medycyny niekonwencjonalnej zamiast leczenia konwencjonalnego w poważnych chorobach - to wyrok na siebie.
Mieszanie terapii przeciwnowotworowej z niezbadaną medycyną niekonwencjonalną - to straszna głupota i ogromna nieodpowiedzialność.
Stosowanie medycyny niekonwencjonalnej, gdy ma się świadomość, że nie ma już konwencjonalnego leczenia, które by pomogło - jest dla mnie całkowicie zrozumiałe i sama niewątpliwie w takiej sytuacji skierowałabym swe nadzieje w tę stronę.



Wakacje, Słońce, tyle rzeczy do zrobienia, słowa mojego lekarza: "już jestem o Panią spokojny, teraz będzie dobrze" i oczekiwanie na wyniki matur jako na spełnienie marzenia, życie jest całkiem fajne!