poniedziałek, 13 stycznia 2014

Cancer memories

Tak sobie dzisiaj myślałam.
Choroba tak bardzo odziera z człowieczeństwa. Szczególnie nowotwór. Zależność od innych - każdy chory wie, jak podłym uczuciem jest, gdy nie jest się w stanie wykonać codziennych, fizjologicznych czynności. Jest się słabym, ludzie patrzą z litością, ze  współczuciem. Słabość drugiego człowieka onieśmiela i odrzuca. Odraża? Traci się całą atrakcyjność fizyczną i nie ma się głowy, by nadrobić ją tą mentalną. Jest się uwięzionym we własnym ciele, bez możliwości realizacji swoich marzeń, spełniania pragnień. Nie ma się wpływu na to co stanie się z ciałem kolejnego dnia, pozostaje jedynie wielka nadzieja, że może "jutrzejsze wyniki badań" okażą się dobre. Brak życia w społeczeństwie, brak perspektyw, brak pewności.
Strach. Ściskający gardło strach przed śmiercią "Jeśli mam umrzeć, to nie w takim stanie, nie łysa, leżąca w szpitalu, nie tak...".
I ta samotność! Wobec bólu, którego nikt za ciebie nie zniesie.
Minuty ciągnące się godzinami, godziny tygodniami, tygodnie miesiącami, czekanie na poprawę.
Uczucie, gdy nie poznaje się swojego odbicia w lustrze, które jest tak bardzo zmienione przez chorobę.
(Proszę sobie wyobrazić, że do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zmaganie się ze służbą zdrowia)

Można by powiedzieć, że tak poważna choroba, jaką jest nowotwór odziera ze wszystkiego do tego stopnia, że nie pozostaje nic innego, niż położyć się, zamknąć oczy i czekać na werdykt: udało się, czy nie.
A, nieprawda! To jest najgorsze i najłatwiejsze co można zrobić. Czemu niektórzy dostają w prezencie od losu taką chorobę, a niektórzy nie - nie mam pojęcia.
Wiem jednak, że ludzka natura jest zwierzęca, a człowieczeństwo polega właśnie na zmaganiu się z fizjologią i instyntami. Droga przez chorobę do zdrowia z podniesioną głową - to zadanie chorego. Nie chorowanie!
Jest to więc walka nie tylko z samą chorobą i leczeniem, ale też z samym sobą.
Trzeba czasami otrzeć łezkę i zacisnąć zęby, żeby dać radę. Trzeba nieustannie dążyć do normalności, nawet jeśli to trudne.
Gdy wyglądałam okropnie, od razu też się tak czułam, więc robiłam wszystko, by wyglądać lepiej i poprawić swoje samopoczucie. To niezwykle ważne! Było to moją dewizą w okresie choroby i pomogło mi  niesamowicie. Rzecz w tym, że nie znoszę słabości i nie mogłam po prostu znieść, że mnie dotyczy. Nie znoszę ludzkich reakcji na słabość i nie chciałam mieć z nią nic wspólnego.

Natknęłam się ostatnio na różne zdjęcia z czasu choroby. Oto niektóre z nich:
(To, że wstawiam zdjęcia z łysą glacą jest oznaką tego, jaki dystans już do tego mam. Przez cały okres choroby NIKT oprócz najbliższej rodziny nie widział mnie bez włosów. Nigdy nie pokazałam się tak w szpitalu, raz tylko swojemu lekarzowi(RAZ!!!) )

z peruką i bez - dotarło do mnie, jak beznadziejne jest to, że makijaż i włosy robią 90% roboty(co wykorzystywałam przez prawie rok!)
(pierwsze piwko po leczeniu - myślałam, że umrę ze szczęścia - realizacja 8-miesięcznego marzenia)
Jednego dnia mogłam przebrać się za zdrową osobę, ciesząc się przepustką, dobrymi wynikami i odrastającymi rzęsami i brwiami, a następnego już musiałam leżeć w szpitalu poddając się kolejnemu cyklowi chemii -widać entuzjam
 Z serii - "siedzę w domu więc pobawię się w metamorfozy". Coś musiałam robić przez ten rok:p
Tak wyglądał mój standardowy dzień w okresie choroby. Miałam okropne problemy z odpornością po swojej chemii, więc nie było mowy o wyjściu z domu lub spotkaniu się z kimkolwiek.
 Przetaczankaaa. Apeluję do oddawania krwi! Osobiście skorzystałam z czyichś płytek i erytrocytów n - razy.(ojj,naprawdę hemoglobina poniżej 7tys. to już średnio przyjemna sprawa)
AAAA. Wstrząsająco łysa-ja. tamdaaamdaramm
Moja ukochana czapa, dzięki której czułam się względnie dobrze nawet w ekstremalnie krótkich - woooolno-odrastających włosach



A oto, jak wyglądam dziś. Widać upływ czasu na mojej głowie. I szaleństwo.


Idę po skierowanie na PET w ostatnim dniu lutego. Podobno ma nie być mojego lekarza przez prawie 3 miesiące i już czuję ten dziwny dyskomfort... 
A i - wszyscy powtarzają mi, żebym zgłosiła swój blog do konkursu "blog roku" - nie mam w nim szans, ale chciałabym, żeby ludzie czytali co piszę - może coś to w czyjeś życie wniesie:) więc chyba to zrobię, wtedy liczę na głosy!:)

A i chciałabym zrobić coś w kierunku propagowania i dążenia do normalności chorych na nowotwory młodych ludzi, mam pewien pomysł, ale to kiedy indziej.

BYEEE

6 komentarzy:

  1. Będę głosować ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu, tym razem ja zabrałam się za czytanie Twojego bloga i przyznam, że jestem pod wrażeniem Twojej inteligencji, dojrzałości i talentu pisarskiego! Będę Cię czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło. Chciałabym mieć chociaż w połowie tyle dojrzałości i talentu pisarskiego co Ty;)
      Dziękuję, Marzena, i wiedz, że jestem Twoim wiernym kibicem!

      Usuń
  3. Jestes zarąbista kochana...;))

    OdpowiedzUsuń
  4. i ja czytam, ja!! Jeszcze jedna dusza Ci coś zawdzięcza:)

    OdpowiedzUsuń