środa, 22 maja 2013

Kategoryczny, bezwarunkowy, definitywny, nieodwołalny, nieodwracalny, bezapelacyjny, stanowczy, bezdyskusyjny, niekwestionowany, całkowity, ostateczny......... KONIEC!

Użyłam chyba wszystkich synonimów jakie znam do słowa "ostateczny". Ma to być manifestem tego, że tym razem wyszłam ze szpitala na dobre!
Aczkolwiek, nie było (to jest chyba charakterystyczne dla tego typu chorób) żadnego punktu zwrotnego, żadnego WOAH, żadnych fajerwerków i bezgranicznej radości. Za każdym razem pozytywne emocje starannie równoważone są przez te negatywne, ta sama zależność odnosi się do wydarzeń. To jest stała, niestety, zasada.
Tak więc uczucie radości z powodu kategorycznego, nieodwołalnego....(czyt. tytuł) zakończenia leczenia zostało zblilansowane uczuciem rezygnacji z powodu ZBYT POWOLNEGO wzrostu wyników. No kurde! Praktycznie cały poprzedni tydzień neutrofilów było 0.0 a aktualnie wzrosły do zaledwie 0.6 (norma od 2.5). To jest potwornie mało! Na tyle mało, że zamiast spodziewanego wychodzenia do miejsc publicznych i rozpoczęcia upragnionego NORMALNEGO życia, mam kolejny, obrzydliwie bierny tydzień w domu. Minimum tydzień, jeśli będą rosły w tak zawrotnym tempie jak dotychczas.
Więc niestety ciężko mi umierać z radości skoro wszystko jest takie samo jak pomiędzy chemiami... Siedzę sobie sama w domu, nie mam włosów, brwi i rzęs, muszę płukać i myć zęby po każdym jedzeniu, muszę myć non stop ręce, nie mogę jeść surowych warzyw i owoców..... Pytanie: ile jeszcze mam czekać na normalne życie?
Ja wiem, takie myślenie jest całkowicie nieadekwatne do sytuacji. W końcu jestem zdrowa, mam całe życie przed sobą, wygrałam z czymś tak okropnym. A jednak, kurczę, something's wrong.
Jak zwykle, po prostu muszę dać sobie trochę czasu. Jak zwykle czas, czas, czas.Nie mam już CZASU na czekanie aż będzie lepiej, ma być lepiej teraz, już.
Zobaczymy, jutro morfologia, może będzie już konkretnie urośnięte! Nauczyciela od chemii już mam załatwionego, jutro idę na konsultację i rozplanowanie pracy na wakacje! Dowiedziałam się bowiem, że abym mogła chodzić do klasy biologiczno-chemicznej muszę przecież zdać test. Jedynym wyjściem jest systematyczna, intensywna nauka przez te 3 miesiące. Nie, nie przeraża mnie to, może dzięki temu łatwiej będzie mi zapomnieć i wrócić do życia.

Dostałam dziś od mamy to cudo Revitalash;) Będę sobie aplikować na brwi, rzęsy i głowę (do wszystkiego jest oddzielny specyfik, żeby nie było zbyt ekonomicznie!), napisane jest na tym, że rezultaty widać już po 3 tygodniach, mam nadzieję, że pomoże mi to zregenerować uschnięte cebulki i już po 3 tygodniach pojawią się gęste chociażby zalążki, bo jak na razie nie mam prawie NIC, a nawet jak coś rośnie to jest tak słabe, że całkowicie bezboleśnie mogę to "wyciągnąć" - nie wypadają, ale się nie trzymają wcale te nowe włosy...

Obiecałam sobie, że podczas leczenia przeczytam całą sagę 'Gry o Tron". Skończyłam się leczyć..... a jeszcze 2 tomy zostały. Postawiłam sobie więc za ambicję przeczytania ich do końca tego tygodnia... Ups, czy dziś jest środa?
W takim razie przystępuję do lektury! (: