poniedziałek, 9 grudnia 2013

Finally, quite stable

NIE BĘDZIE ANI CHEMIOTERAPII ANI RADIOTERAPII!!!!!!!!
Jaka ulga, jaki wspaniały, głęboki spokój.
Już naprawdę przez chwilę myślałam, że nie uda mi się tego uniknąć i skazana jestem na to wszystko po raz drugi.
Na szczęście w pewnym stopniu wymusiłam na swoim lekarzu konsultację z innym ośrodkiem - naprawdę trzeba mu przyznać, że poruszył w tym celu niebo i ziemię. Ostatecznie udałam się na konsultację z lekarką, z którą konsultował się Profesor, z którym konsultował się mój lekarz. 
Po błądzeniu w labiryntach tego wielkiego ośrodka znalazłam gabinet, w którym przebywała owa Pani Doktor - na szybko dowiedziałam się, że "będzie mnie dziś naświetlać, proszę poczekać, poproszę jeszcze kartę informacyjną po ostatniej chemioterapii".
Dałam, doktor zniknęła za drzwiami a ja z sercem pełnym grozy usiadłam i czekałam, tak jak mi kazano.

Po niecałej godzinie Doktor wróciła, zaprosiła mnie do swojego gabinetu i rozpoczęła ponad półgodzinny wykład, za który jestem jej naprawdę, niezmiernie wdzięczna. Rozwiała wszystkie moje wątpliwości, czego nikt od bardzo dawna nie zrobił.
Podsumowując:
  • Jest za późno, żeby podawać jakiekolwiek uzupełniające leczenie. 
  • Pomysł radioterapii narodził się, ponieważ w leczeniu pacjentów dorosłych jest ona stosowana prawie zawsze, w odpowiednim momencie ocenia się zaawansowanie choroby i wtedy pacjenta kwalifikuje się do naświetlań.
  • Radioterapię w moim przypadku należy zostawić na późniejsze ewentualne leczenie. (którego przecież nie będzie :D )
  • Protokół, którym byłam leczona zupełnie się różni od protokołów niepediatrycznych, stąd ten konflikt i zamieszanie.
  • Ostatnie badanie PET wyszło bardzo dobrze, trzeba tylko kontrolować tę szaleńczą grasicę, ale biorąc pod uwagę mój wiek - nie powinno być to nic niepokojącego.
Usłyszałam jeszcze to, na co tak długo czekałam: "Jest Pani zdrowa, proszę żyć i korzystać ze wszystkiego, najpewniej tak już zostanie!"
Gdzieś tracę wiarę w ludzi i lekarzy, a gdzieś tę wiarę odzyskuję. Tym razem, zdecydowanie, odzyskałam. Jak cudownie, że istnieją tacy specjaliści - poświęcajcy czas, uwagę i swoją wiedzę.

Więc... żyję sobie dalej i czekam na kolejnego PETa. Swoją drogą, spotkałam się z dwoma różnymi zdaniami na jego temat - p.dr, z którą rozmawiałam twierdzi, że to okrutnie szkodliwe i lepiej zrobić zamiast PET zwykłą tomografię, natomiast mój lekarz twierdzi, że przez pierwszy rok, szczególnie w mojej sytuacji trzeba być bardzo uważnym i robić co 3 miesiące PET, bo jak już pisałam tomografia ocenia tylko ewentualne "zwiększenia masy" a nie aktywność komórek.
Może jednak zaufam już swojemu lekarzowi.

I czekam na święta! Zeszłoroczne były smutne. Pamiętam jak otworzyłam oczy w wigilię w szpitalnym łóżku i zobaczyłam nad sobą twarz mojej prowadzące - trzymała w ręku wypis, bo akurat wskoczyła mi morfologia po chemii. Już o 8smej wracałam do domu, gdzie mogłam spędzić ten dzień. Czaszkę rozsadzał mi okrutny ból towarzyszący odstawianiu sterydów i cały wieczór spędziłam w pozycji leżącej, jak prawidzie chory człowiek. Przykro było patrzeć na zatroskane miny najbliższych, którzy byli równie zdezorientowani co ja. Nie wiedziałam jeszcze, czy wyjdę z tego, czy nie, czekało mnie jeszcze dobrych kilka bloków chemii i miesiące w szpitalu.
Nic dziwnego, że chcę wymazać obraz świąt z tamtego roku, każde kolejne będą lepsze, niż tamte.

Hahaha, a tak, jak zwykle, dla mojej ulubionej równowagi - dopadł mnie paskudny wirus i leżę  już drugi dzień cierpiąc na bóle dosłownie wszystkiego, come on!

Przesyłam zdrowotne ciepełkoooo !