wtorek, 7 stycznia 2014

New year, new year, neeeeeeew yeeeeeeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaar

Jako, że nadszedł całkiem Nowy Rok, staram się otworzyć całkiem Nową Książkę.
Chciałam napisać, że otwieram nowy rozdział, ale to zdecydowanie za mało, potrzebuję czegoś bardziej odrębnego, niż tylko rozdział. Naprawdę potrzebuję drastycznego końca całej tej "chorej" historii.
A jednak się nie da, jednak ta historia jest już częścią mnie, w pewnien sposób trwa nadal, a Nowy Rok wcale nic nie zmienia.

Nie czuję upływu czasu prawie w ogóle. Czas chyba nie koi w tym wypadku, co dziwne. Upływ czasu od choroby dostrzegam jedynie w tym jak traktują mnie bliscy(oni już zapominają), w tym, że wyrzuciłam stare maseczki jednorazowe, które nosiłam, gdy nie miałam odporności, lub znalazłam jakieś przeterminowane leki, które brałam przy sterydach(oczom nie wierzyłam, że minął termin ważności! "przecież brałam je......... no tak - rok temu") a także w tym, że za parę dni skończę 19 lat, a przecież ciągle czekam na 18stkę. Więc z jednej strony czas stanął w miejscu, a z drugiej zestarzałam się o dobre kilka lat.
Szczerze mówiąc, mam tego po prostu dość. Nieustanna myśl przyćmiewająca codzienność, relacje, myślenie - 'TO". Czy będę musiała się tak męczyć z tym ciężarem do końca życia? Męczę się patrząc na ignorancję ludzi.
I nie podoba mi się to uczucie odrębności i inności. Chcę wrócić do bycia sobą sprzed choroby.
Narzuciła mi się taka metafora, gdy na mojej choince w te święta zepsuły się lampki. Był już chyba styczeń, ale mimo to znalazłam w jakimś niszowym sklepie nowe i naprawdę się namęczyłam, żeby je założyć. Przy każdym, nawet najdelikatniejszym dotknięciu choinki spadała fala igieł. Próbowałam robić to jak najdelikatniej, lecz wciąż igły spadały i spadały, a gdy skończyłam, pod choinką leżał pokaźnej grubości zielony dywanik. Zapaliłam lampki i posprzątałam igły i choinka znów wyglądała jak nowa. Wystarczyło jednak jej dotknąć, by igły znów bezlitośnie spadły pozostawiając nagą kolejną gałąź.
Nie mogłam się oprzeć wewnętrznemu stwierdzeniu: Zupełnie jak ja.

A jeśli chodzi o tegoroczne święta, to jednak było dla mnie w nich coś smutnego. Może właśnie ta świadomość, że czuję, że różnią się od tych jeszcze zanim zachorowałam.

Tęsknię za tym bezpieczeństwem i beztroską, które dla mnie były zarazem dzieciństwem. Świat naprawdę jest niezrozumiały, a życie okrutne. Nie chcę pogrążyć się w jakimś nierealnym ubolewaniu nad tym co minęło.
W moich rękach to, by sprawić, że powiem "Teraz jest inaczej, niż kiedyś, ale lepiej." Muszę koniecznie wyciągnąć z tej choroby coś pozytywnego, żeby znów uwierzyć w cud życia. A Ty Nowy Roku mi w tym pomożesz!

No, to pracuję nad tym dalej. Jeśli chodzi o akualności - matura, matura, matura i ciężka pracana wyniki godne studiów medycznych. I rosnące włosy, które kręcą się zupełnie bardziej, niż jak tego się spodziewałam - myślałam, że jak krótkie włosy robią się długie to zaczynają się 'kłaść' a moje po prostu robią na mojej głowie coraz większą KULĘ. Której w nic innego nie da się ułożyć! Rośnijjjjjjjjjcccccccccieeeeeeeeee, rośnijcieee
Muszę też zapisać się do swojego lekarza i ustalić, kiedy kolejny PET - podobno koniec lutego, zobaczymy.

Happy New Year ;)