wtorek, 30 kwietnia 2013

day1of3

A jednak! Lekarze chyba rzeczywiście odpuścili sobie lekko 'opiekę nade mną', bo wiem lepiej, niż oni ile dni trwa moja chemia.
Przykładowo,rozmowa telefoniczna z niemoimprowadzącym dr.:
- Chciałam się zapytać, ile dni będzie trwać ta chemia?
-OOO, a to już ostatnia, Kasiu!
(poker face)
- Ile zatem?
- Nooo, będzie taka jak ta przed tą, którą teraz miałaś. 6-dniowa.
- Zaraz, zaraz tamta trwała 3 dni.
- Ale ta poprzednia, w marcu.
- Tak, wiem i ona trwała właśnie 3 dni.
- Mhm, 6, do widzenia.
*piiiiiiiiiiiiiiik, piiiiiiiiiiiiiiik, piiiiiiiiiiiiiiik*
(poker face)

Cały tydzień zastanawiałam się, czy rzeczywiście spędzę sześć dni w szpitalu zamiast trzech... Co się okazało?  Oczywiście, że trwa jedynie 3 dni. Kamień z serca, tyle jestem w stanie przetrwać.
Ale niestety..... trafiłam na oddział hematologii.... Co prawda nie ma tragedii, mam w miarę blisko do łazienki, dobrze jeżdżący stojak i miłe towarzystwo na sali. Z resztą błagam, to TYLKO TRZY DNI!
Dostałam już OSTATNIĄ mabtherę, ostatnią winkrystynę, zaraz dostanę ostatni metotrexat!
Jutro mam nakłucie z dokanałowym podaniem mtx, które ma mi zrobić UWAGA: TA SAMA DR,KTÓRA KIEDYŚ PO TRZYKROĆ NIE TRAFIŁA. Stanie się tak, bowiem jutro 1maja i wszyscy lekarze biorą urlopy(lekarze biorą urlopy????anbeliwabl!) i ona ma dyżur. Jak dziś to usłyszałam, to moje serce, dosłownie, zamarło. No nie dam sobie no. Ten ból był tak potworny, że nie da się, po prostu się nie da! dobrowolnie na coś takiego zgodzić. Zwierzyłam się przemiłej, profesjonalnie wyglądającej dr dyżurnej dziś wieczorem i dała mi ona nadzieję na to, że może to ona wykona zabieg, bo akurat jutro rano będzie w szpitalu. O ile przyjadą leki do tej godziny.... BŁAAGAM!!!!!!
Cholera, od kiedy zaczęłam pisać tego posta, byłam w łazience już 3 razy - ach, kochany furosemid (a może ostatni?;>)
Wróciłam, po raz kolejny!
No nie jest zbyt różowo dziś, czuje się, jakbym dostała OBUCHEM W ŁEB, mam spuchniętą japę jak zwykle przy nawadnianiu... Jutro będzie jeszcze trochę gorzej, bo zacznie boleć mnie głowa od sterydów i to nieszczęsne nakłucie...(gdybym nie była tak otępiała to prawdopodobnie umarłabym ze strachu, jednak dochodzi do mnie jakieś 20% bodźców z zewnątrz, nie mówiąc o emocjach). Pojutrze, jeszcze gorszy ból głowy, trwający jeszcze przez kilka dni, ale które będą spędzone już w domu i już ze świadomością NIGDY WIĘCEJ SZPITALA, NIGDY WIĘCEJ CHEMII.
Także, bajlando i do przodu, pojutrze o tej porze będzie po wszystkim.
Ps. wczoraj wieczorem wypadła mi reszta nowych rzęs i połowa nowych zaczątków włosów. To jest cios!