poniedziałek, 4 lutego 2013

koniec początku i początek końca

Pierwszy raz od 5 dni poczułam, że czuję się trochę lepiej!
Ta chemia... była najgorsza ze wszystkich dotychczas. Trzy dni. Najbardziej wyczerpujące trzy dni w moim życiu. I tu po raz kolejny przydaje się umiejętność wyrzucania negatywnych przeżyć z pamięci. Wiem tylko, że po raz chyba pierwszy, miałam ochotę zacząć krzyczeć i błagać o koniec tego koszmaru. Przez chwilę pomyślałam, że chyba nie dam już dłużej rady.

Jednak dałam!
TADADAM : za mną 5 kurs chemioterapii. Zostało jeszcze 3! A to znaczy, że kolejny będę już przechodzić z myślą o kolejnym, który to będzie przedostatni, więc ratować będzie mnie myśl: "jeszcze tylko jeden i koniec". Przede wszystkim jednak, żaden kolejny cykl nie będzie już tak ostry chemicznie.
Naprawdę nie wiem, jak miałabym znieść kolejny taki sam jak dwa poprzednie. Ciężko opisać co robi z człowiekiem mieszanka leków o najwyższej emetogenności - karboplatyna + ifosfamid. (boże. czytałam o tym, że cisplatyna wywołuje nudności u ponad 99% leczonych i charakteryzuje się wymiotami <10 razy ; pozostaje tylko nadzieja, że tego leku nie będę dostawać....)

 Wynikiem mojego polepszonego samopoczucia okazało się spaghetti z knajpki Magdy Gessler. Zaufałam tej restauracji, jadłam coś stamtąd, już kiedyś nawet podczas granulocytopenii i żyję, więc mam pewność, że się nie otruję. Cóż, spaghetti to może za dużo powiedziane, bo jest to dziecięca porcja makaronu(moim zdaniem perfekcyjne al dente!) z sosem pomidorowym. Mimo wszystko jest to niesamowita odskocznia od szpitalnego jadłospisu!

Tak sobie myślę... W maju naprawdę powinnam być zdrowa, może nawet wcześniej. Policzyłam właśnie, że tym razem jestem w szpitalu równo 31 dni pod rząd, z jednodniową przerwą na 18ste urodziny. I w ogóle nie jest mi z tym źle! Pomyśleć, że na początku 14 dni spędzone  w szpitalu były dla mnie katastrofą.Człowiek jest w stanie przystosować się nawet do ekstremalnych warunków(ci, którzy widzieli mój oddział onkologii dostrzegą wagę tych słów). Ale już niedługo(natura przystosowuje się do mojego życia niczym do akcji "Pana Tadeusza") nadejdzie wiosna! Początek nowego etapu w moim życiu! Będę miała parę miesięcy na postawienie się na nogi. Nie mogę się doczekać tego czasu. Wreszcie będę miała siłę, by usiąść nad książką. Będę mogła zjeść świeże warzywa i owoce. Będę mogła iść na spacer i zrobić to o czym od tak dawna marzę: odetchnąć pełną piersią, z dala od obaw, z dala od tej nieustannie toczącej się wojny.

A! Znalazłam blog dziewczyny, która przechodziła przez chłoniaka nieziarniczego. Coż za przypadek, tak długo szukałam jakiegokolwiek bloga/strony/forum właśnie o tego typu chłoniakach I NIC. Zaczęły sypać mi się brwi i rzęsy... Cały dzień zastanawiałam się, jak ja do cholery będę bez nich wyglądać. Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Wpisałam więc w google jakieś błyskotliwe hasło typu: "no eyelashes" i wyskoczył mi obrazek, ładnej dziewczyny podpisany "no hair, no eyebrows, no eyelashes, no big deal" OHO!kliknęłam w link i oniemiałam. 2 lata temu 19stoletnia Christine zwyciężyła baardzo podobnego chłoniaka do mojego. Trudno powiedzieć, o ile więcej nadziei mam dzięki niej. W dodatku jej nastawienie do  tej choroby jest  identyczne do mojego. Czytając jeden wpis, miałam wrażenie, jakbym już to kiedyś gdzieś czytała, dlatego, że to wszystko jest w mojej głowie, jedynie nie zapisałam tego nigdzie, nie usystematyzowałam:



"I don’t feel hopeless at all. I don’t have time for cancer. I don’t have time to sit around and watch this take over my life. I have things to do. I want to dance. I want to go to Disney World. I want a job so I can buy that camera I’ve wanted for years. I want to go back to school. I want my life back! So do I feel hopeless? Not at all. Do I feel annoyed that I’m in this situation? Yeah. But I’m going to get through it kicking and screaming and cancer isn’t gonna pull me down. I’ve never let anything pull me down and I’m not gonna start now. Cancer picked the wrong girl."
(www.cancerkiller.tumblr.com)

Ale się zmęczyłam tym wpisem, czuję się jakbym wróciła po całodziennym dniu jakiejś ciężkiej pracy do domu. Oznacza to też, że czuję się zrealizowana na dziś. Zdecydowanie, mój organizm domaga się snu! 
Dobranoc!
Za 3 miesiące będę chodzić w koszulce "lymphoma survivor" i jak Christine mówić, że skopałam dupę chłoniakowi!