wtorek, 30 lipca 2013

Włosowy update

Ze względu na totalny brak czasu na wszystko, nie mogłam znaleźć go nawet na napisanie krótkiego posta. Z drugiej strony nie czuję już potrzeby pisania tu - coraz mniej tego tematu w moim życiu. Coraz bardziej żyję, coraz mniej myślę o tym przez co przeszłam i coraz mniej to po mnie widać.
Oczywiście, jest pewne piętno odciśnięte w mojej psychice, ale o tym wspomnę innym razem. 
Czas na włosowy update i znów widoczny progress!













Revitalash skończył się już dawno, a włosy wciąż rosną. Byłam z nimi już nawet u fryzjera, bo te "pierwsze" były pozbawione pigmentu, cienkie i rosły totalnie nierówno. Wyglądałam jak świeżoopierzony kurczak....
Pierwszy raz, gdy wyszłam bez peruki z domu... Czułam na sobie nieustanne, podejrzliwe spojrzenia innych, miałam ochotę jak najszybciej wrócić do domu, albo naciągnąć coś na głowę, albo się schować. Czułam się naprawdę kiepsko, odarta ze wszystkiego, miałam wrażenie, że lepiej czułabym się paradując po ulicy nago. Z drugiej strony jednak to wyjście było przełomowe - od tamtej pory ani razu nie założyłam peruki, a każde następne wyjście było już dla mnie mniejszym wyzwaniem. W miarę im więcej czasu mijało, tym mniej myślałam o tym jak wyglądam, tym rzadziej słyszałam dzieci w sklepie pytające swoich mam: "czemu ta pani nie ma włosów?", a zarazem wyglądałam coraz lepiej, gdyż włosy stawały się coraz dłuższe. Dziś, już prawie w ogóle o tym nie myślę pokazując się publicznie, ale nie mogę powiedzieć, że czuję się wspaniale. Co tu dużo mówić, czuję się totalnie niekobieco, aczkolwiek nie jest już tak źle. Krok za krokiem i wszystko w dalszym ciągu zmierza do normalności. Zastanawiam się tylko, czy przypadkiem ten powrót do normalności nie będzie trwał dłużej niż sama choroba? Nic dziwnego, stracić wszystko można w jednej chwili, a żeby to odbudować i doprowadzić do pierwotnego stanu(albo nawet jak w moim przypadku - staraniu się by do lepszego) należy włożyć w to dużo siły i czaaaaaasu. 

środa, 3 lipca 2013

groooooowiiiiiiiiing vol2

Piszę jako zdrowa, sukcesywnie powracająca do formy, bez anemii, bez niedoboru białych krwinek, ze zregenerowaną po chemicznym wstrząsie wątrobą, z odrastającymi włosami osoba.
Cudowną rzeczą, którą zauważyłam na przełomie ostatnich dwóch dni, jest to, jak wspaniale jest zajmować się, martwić i w każdy możliwy sposób emocjonować zwykłymi, codziennymi, przyziemnymi sprawami. CUDOWNĄ!
Cudownie jest też móc wejść do zatłoczonego sklepu i nie musieć być sparaliżowanym ze strachu, że zaraz będzie się chorym, cudownie jest zjeść nieumytą czereśnię z drzewa, cudownie jest móc wypić wieczorem piwo, wyjechać gdzieś ze znajomymi, wystawić twarz na słońce, malować rzęsy...

W końcu dziś mija 62 dzień od chemioterapii;)
Pochwalę się jeszcze moją "naskoczoną" morfologią:
Białe krwinki 3.9 Hemoglobinka 12.5 Neutrofilki 2.6
ŻYĆ NIE UMIERAĆ!

I pożegnałam się ze szpitalem pediatrycznym:( Paradoksalnie było mi tak przykro z tego powodu, że nie mogłam się przez pewien czas pozbierać. Bądź co bądź, jest to jakaś więź emocjonalna z ludźmi, którzy byli przy mnie w tych najgorszych momentach, jak i z miejscem, który przez pewien czas był dla mnie drugim domem. I moja niesamowita p.dr, która jest prawdziwą inspiracją. Ktoś z takim powołaniem do zawodu, z takim niesamowitym podejściem do pacjentów i dystansem - szacun, naprawdę, zawdzięczam jej naprawdę wiele, DZIĘKUJĘ!

A teraz czas na progres w odrastaniu !

18.06 

20.06

25.06

26.06

28.06

01.07

dziś:

Tak więc, oto moja oprawa oczu POWRÓCIŁA! Wciąż czekam na włosy, bo mają dziwną tendencję bycia niewidocznymi pod słońce, a że słońce ostatnio świeci NON STOP, to jeszcze poczekam z tą peruką. Ostatecznie postanawiam: Jeszcze tydzień!